Kiedy kupować stół czyli dlaczego NIE na Święta

Ostatnich kilka tygodni skłoniło mnie do pewnych przemyśleń, którymi pragnę się z Wami podzielić.

Jak większości z nas wiadomo rok ma 12 miesięcy.  Styczeń, luty, marzec itd… I dlatego za cholerę nie rozumiem czemu się tak uparliście, żeby kupować stoły właśnie w grudniu a raczej na grudzień.

OK, wydaję mi się, że wiem, ale poprawcie mnie jeśli się mylę. Widzę to tak:

Styczeń – Posylwestrowy kac raczej nie skłaniał Was do planowania, kontynuowania czy kończenia remontów. Przecież i tak nie zdążyliście na święta, więc już teraz „łotewa”. Terminy były odległe w cholerę, wszystko drożało a wykonawcy odbierali jeden telefon na pięć, a jak obiecali, że będą w poniedziałek to łaskawie zjawiali się na chwilę w czwartek po południu. To, że jeszcze jesteście razem w swoich związkach i kredycie to cud większy niż Kanie Galilejskiej – i tak wróciliśmy do kaca (wino).

W styczniu jest jeszcze jedna ważna kwestia, która odciąga Was od zainteresowania się kupnem stołu. Poza oczywiście szczuplejszym poświątecznym portfelem na pierwszy plan wysuwają się te cholerne postanowienia noworoczne. Także focus na siebie. Siłka, pilates, trener personalny, nauka nowego języka i co tam sobie jeszcze wymyślicie. Także Wy – TAK, stół – NIE.

Luty – przełom stycznia i lutego to dla większości z Was koniec z postanowieniami noworocznymi i czas na ferie. Jak nie macie dzieci to jeszcze luz, ale ogarnianie od grudnia tych mokrych skarpetek, zakładanie i zdejmowanie z bąbelków ton ubrań – również mokrych, zaprowadzanie w tym porannym mrozie do szkoły, powoduje, że tylko czekacie, żeby je gdzieś wypchnąć chociaż na tydzień z domu – znowu nie ma miejsca i czasu na pomyślenie o stole.

Marzec – na szczęście tutaj co poniektórzy budzą się z pewnym oświeceniem. Wielkanoc is comming. I po raz pierwszy w roku mamy stołowy deadline. Także w zależności kiedy wypada Święto my na stolarni zaczynamy się spinać, żeby wszystkie dotychczasowe zamówienia były na czas.

Kwiecień i maj – tutaj też czasem wypadają święta, więc na początku jak wyżej, ale na salony od późnego marca wjeżdża wiosna.  Serio jak ktoś w tym okresie myśli o kupnie stołu to z jednej strony – bardzo dobry czas a z drugiej niezwłocznie powinien zgłosić się do specjalisty bo coś z nim nie tak. W każdym razie wreszcie zrzuciliśmy z bąbelków tony przemoczonych ubrań, już nie wstajemy rano (w nocy) i widzimy na podłodze rozrzucone lego – innymi słowy: paradise. Wersja dla singli: Nie mam zielonego pojęcia co wtedy robicie poza imprezowaniem, kolejnymi randkami z tindera i planowaniem zajebistej, przedłużonej o tydzień majówki, zazdro!(Ciut)

Kto by wtedy myślał o zakupie stołów.

Czerwiec – W jednym świecie to koniec szkoły, poprawianie ocen, planowanie jak, gdzie i na ile upchnąć nasze słoneczka i promyczki, żeby jakoś przetrwać do września i nie zwariować. A, że pandemia/wojna/inflacja dały nam wszystkim popalić to plan musi być precyzyjny i perfekcyjny. Nie ma miejsca na błędy. Nie ma czasu na stoły. W drugim świecie znowu nie wiem co się dzieje. W sumie jak jesteś singlem w PL to najczęściej nie stać Cię na własne mieszkanie, więc raczej nie zamówisz ode mnie stołu do wynajętego mieszkania. Chyba, że namówisz rodziców na remont. A jak jakimś cudem samemu osiągasz zdolność kredytową to są dwa wyjścia – dorobiłeś się na bitcoinach czy innych abstrakcyjnych dla mnie rzeczach, więc stoły kupujesz bezpośrednio z Włoch. Albo musiałeś się tak wyżyłować na tą zdolność, że kanapę bierzesz w Agacie na 30 rat 0% a stół drewnopodobny z IKEI wydaje Ci się dobrem luksusowym. Ok jest jeszcze trzecie wyjście – rodzice Ci kupili, ale wtedy pewnie już planujesz podróż na Zanzi albo kupujesz nowe Zamberlany na 8a.pl bo ruszasz w Dolomity na miesiąc, więc NIE MA CZASU NA STÓŁ! Oczywiście mamy jeszcze grupę par/małżeństw bezdzietnych, ale dla mnie to są dalej single połączone ze sobą mniej lub bardziej, więc zaliczam wasze byty do drugiej grupy. Grupy, nie kategorii, żeby była jasność.

Lipiec i sierpień – wreszcie upragnione wakacje. Część z Was miała je zaplanowane od zeszłego roku bo 2 lata wcześniej czekaliście na super okazje last minute, które nie nadeszły. Pojawiały się oczywiście, ale dla singli z wylotem jutro a dla rodzin były tylko między 4.00 a 4.05 rano a i tak znikały szybciej niż zdjęcia posłów z ministrem Mejzą po ujawnieniu skandalu. Także tym razem first minute i żaden covid, żaden omnikon ani nawet żaden oksymoron a tym bardziej Władimir Władymirowicz (HA TFU) nie pozbawi Was zasłużonego, wyczekiwanego i upragnionego urlopu w Albanii all inclusive. Byłem, widziałem. Pozdro dla Trybsona – bardzo miły facet z niego… Po powrocie kac po powrocie i dalsze upychanie naszych milusińskich na te ostatnie dni wakacji.

Wrzesień –powrót do szkoły. SAY NO MORE… Nie wiem jak u Was, ale u mnie pierwsze 2 tygodnie to ogarnianie chaosu większego niż przy stworzeniu świata – W sensie Big Bang a nie Adam i Ewa  – chociaż tam też sporo się działo. Np. w tym roku, po dwóch tygodniach ustalania pieczołowicie każdego dnia, okazało się że na treningi piłki nożnej (nie, nie będzie drugim Szczęsnym Juniorem ani nawet Seniorem) będziemy jeździć jednak na drugi koniec Łodzi zaraz po pracy 3 razy w tygodniu. A druga latorośl podobnie, tylko bliżej. Jeśli macie tak samo to nie dziwię się, że nie ma czasu myśleć o stołach. Tutaj jesteście rozgrzeszeni.  W tym miesiącu chyba najbardziej nie lubimy bezdzietnych i singli.

Październik – tutaj powoli budzą się co bystrzejsi, czujniejsi, bardziej zorganizowani i mający ciut więcej czasu – czyli niewielu z nas.  Mi już zaczynają nieśmiało pojawiać się te Wasze złotówki przed oczami i ze łzą w oku powoli zaczynam wierzyć, że prawie pełnoletnie zimowe oponki do Opla wreszcie doczekają się następców (zawsze wyjdzie jakiś nieplanowany wydatek, który powoduję, że muszę z nimi porozmawiać, błagając o jeszcze jeden wysiłek i poświęcenie niczym Philippe Petain przemawiający do swoich żołnierzy pod Verdun.) W każdym razie koniec września, początek października to najlepszy czas na zamówienie stołu. I to sugeruję tak z dostawą na koniec listopada/ początek grudnia. Macie wtedy gwarancję, że jak nie traficie naprawdę pechowo to Wasz wymarzony stół będzie o czasie. Oczami wyobraźni będziecie już mogli sobie odlatywać do miejsca gdzie teściowa w Wigilię przemówi wreszcie ludzkim głosem, teść powie, że  ten PiS to już trochę przegina (ale jeszcze nie tak jak Tusk to robił), a syn koleżanki Twojej starej – straci pracę na Sorbonie za molestowanie studentki. Paradise NO 2.

Z technicznego punktu widzenia to fajny czas też dla drewna bo po chudszych wakacyjnych miesiącach leży sporo fajnego materiału na składach. Nie ma jeszcze ujemnych temperatur więc drewno, nie będzie doświadczało dużych amplitud jak to ma miejsce w zimę. Między składem surowego drewna gotowego do dalszej obróbki a Waszym domem może być różnica nawet 30-40 stopni Celsjusza. Jeżeli wszystko zostanie zrobione za szybko– a to się dzieje właśnie najczęściej w grudniu bo to jest dla nas największy zapieprz – to blaty dosychając w Waszych domach zaczną się wyginać albo pękać. To tak w dużym skrócie.


Koniec października/początek listopada – ostatni szczęśliwcy dostają słowną (tak na wszelki wypadek) gwarancję, że stół dotrze najpóźniej 24.12. Zdarzało się i tak. U Was wizja świąt jeszcze odległa,  otrząsnęliście się z wrześniowego szkolnego zamieszania i można chwilę usiąść na tyłku i zastanowić się co teraz. Jak Wam się przypomni, że stół potrzebny – to super. Jak jednak tegoroczny wysyp grzybów spowodował u Was szmergla niczym u śnieżnego koczkodana (KAPITAM BOMBA – Yeti) to nie zdziwcie się, że może być za późno. Na zakładzie kontrolowany, jeszcze, chaos. Dla mnie najtrudniejsze w tym okresie jest powiedzenie: „Przepraszam, ale na ten rok już nie przejmujemy zamówień”. I tu nie chodzi o fakt, że wizja nowych zimowek z każdym „NIE” się oddala. Po prostu chętnie bym pomógł, tak mam, ale odmowa u mnie wiąże się głównie z tym, że chcę uniknąć niepotrzebnej nerwówki zarówno u mnie jak i u Was przed samymi Świętami.

Koniec grudnia/ Grudzień – jazda bez trzymanki. Pewnie nie tylko u mnie. W sumie zależności od pogody chodzimy mniej lub bardziej wkurzeni. Grudzień to taki dziwny miesiąc, w którym wszystko nam mówi, że jest zajebiście i tak po ok 3 tygodniach intensywnego prania mózgu sami zaczynamy w to wierzyć. Poza prezentami na ostatnią chwilę nic już nie zdążycie załatwić, ani zorganizować, jeżeli nie zrobiliście tego odpowiednio wcześniej. To samo się tyczy stołów. Wham i Mariah wyskakują już spod każdego kamienia i Wy tak naprawdę czekacie tylko i wyłącznie na 2 rzeczy. Imprezę firmową, żeby wreszcie zagadać z nią/ z nim– i tutaj akurat, w tym magicznym okresie, oba tak różniące się od siebie światy dzieciatych i singli mają podobne cele. Oraz na Love Actually na Polsacie! Ja bardziej niż na Kevina. Po prostu uwielbiam ten film. Zawsze dostaje mi się jakaś trocina pod powiekę.

I tak oto minął nam cały rok. I za chwilę posylwestrowy kac i zaczynamy znowu wszystko od nowa, ale przynajmniej Wy już z nowym stołem. Fajny jest, chociaż to tylko stół. No ale fajny jest.